środa, 20 czerwca 2012

Psie odchudzanie

Borek okazał się nie tylko fantastycznym psem socjalizującym, ale także całkiem niezłym trenerem!
Wdrożył Hectorowi intensywny plan treningowy.
Najpierw było pływanie, w bagnie oczywiście. Nie uwiecznione na zdjęciach, ale kolor Heśkowej sierści jest chyba wystarczającym dowodem? Po basenie panowie pozwolili sobie na chwilę relaksu na trawie.

Żaden porządny trening nie może się obejść bez zajęć aerobowych. Borek zastosował tu najlepszą zachęte by zmusić Hesia do biegania...

 

Po takim wysiłku należała im się mała przegryzka. 



Na koniec sesji ze sportów siłowych Borys wybrał zapasy... No może raczej walki morsów.

Dawno, dawno temu Hector był dużym, mocnym labradorem. A gdy przyjechał kilka tygodni temu był tak dużym labradorem, że trzeba mu było dawać smakołyk, żeby chciał WYJŚĆ z boksu na spacer. Ma trochę szpotawe tylne łapy i podniesienie na nich 40 kilogramowego cielska wymagało większej motywacji niż tylko spacer. No to do roboty - szybkie uzgodnienie z Hesiowym człowiekiem i do weterynarza. Ważenie - 40 kg, badania - wątroba otłuszczona, cukier skacze, tarczyca na granicy normy. Dostaliśmy do wyboru - leki parę różnych, w tym hormony tarczycy żeby łagodzić skutki, albo spróbujemy zlikwidować przyczynę - restrykcyjna dieta. 
Wybór był oczywisty. Wybrałam "najchudszą" spośród kilku karm weterynaryjnych dla psów otyłych i tu zaczęło się męczenie Hectora. Wyliczona dawka suchych - niskotłuszczowe karmy są jak wióry - mało pachnących chrupeczków i szlaban na  smakołyki. A to przecież labrador! Sensem jego życia jest łakomstwo!
Psa nie jest łatwo odchudzić. 
Oprzeć się błagalnemu spojrzeniu wielkich orzechowych oczu, które błagają o choćby okruszek tego przepysznego suchego chleba... to jeszcze nic. 
Trzeba uprzedzić każdy najbardziej nieprawdopodobny pomysł na znalezienie czegoś jadalnego - talerze zostawione na wysokim stole, śmietniki, cudze chrupeczki niedojedzone w misce, pudełko przysmaków na regale - to są rzeczy dość oczywiste. Włamanie do szopy na narzędzia w celu podwędzenia serwetek pachnących grilem albo próba zeżarcia zapomnianego frolika razem z kieszenią bluzy wiszącej na wieszaku już wcale takie nie są...
Sama dieta to za mało. Trzeba jeszcze wzmocnić mięśnie i spalać jak najwięcej sadełka. A tu ciężkiemu psu nie wolno skakać, nie wolno zaintensywnie biegać, żeby nie uszkodzić stawów, więzadeł, żeby przy gwałtownym ruchu wielka masa nie naderwała czegoś nieprzystosowanego do takic obciążeń. Nam jest stosunkowo łatwo - w lesie jest gdzie maszerować, bagno pozwala na "aqua aerobic", a nad rzekę mamy raptem parę kilometrów i można tam popływać. W sercu miasta jest trudniej. Na zwykły basen raczej nie można pójść z psem.
Nam się udaje. Powolutku, ale w dobrym kierunku. Hesiek waży już kilogram mniej! Nie trzeba go namawiać na spacery, zaczął znów biegać, przywykł do suchych chrupeczków, nie szuka już bez przerwy czegoś do zapchania dzioba, nawet ostatnio dał się porwać zabawie ze szczeniakami i stał się znów Latającym Psem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz