wtorek, 19 lutego 2019

Kwestia kleszczy

Wiosna przyszła w drugiej dekadzie lutego, a z wiosną objawiły się żurawie, biedronki, kiełkujące krokusy i kleszcze.

Moim zdaniem w kwestiach kleszczowych jest kilka spraw ogólnych/uniwersalnych i kilka bardzo indywidualnych/ subiektywnych.
Do ogólnych zaliczam to, że przy braku porządnych zim kleszcze są. Jest ich coraz więcej i żerują już właściwie cały rok. Żeby kleszcze się na pewno zakopały to musi być temperatura poniżej -10, przez co najmniej 10 dni i do tego bez słońca i najlepiej bez śniegu, bo spod takiej izolacji to one wyłażą w doskonałych humorach przy pierwszym ciepłym podmuchu.
2017 rok był nasienny u dębów, co spowodowało w 2018 r. "urodzaj myszowatych", który powoduje urodzaj kleszczowy. Czyli w 2019 roku szykuje nam się plaga gorsza niż w poprzednich.

Na tym chyba kończą się "uniwersalia". Teraz zaczynają się "zależy od / zależy czy". Czyli bilans ryzyka.
Zależy gdzie mieszkasz - w mazowieckim psy hurtowo umierają na babeszjozę od ponad dekady, w dolnośląskim w zeszłym roku były dwa pierwsze przypadki tej choroby.
Zależy jak mieszkasz – czy wychodzisz z psem trzy razy dziennie na spacer po osiedlu i czasem wyskoczycie gdzieś bardziej w szuwary i po każdym spacerze wracając możesz psa dokładnie sprawdzić, czy mieszkasz faktycznie wsiowo i pies pół dnia spędza łażąc między domem a ogrodem, będącym w połowie szuwarami.
Zależy jakiego masz psa. Poczynając od ilości i wielkości psów, ilości futra, jego typu i koloru, aż po wiek i charakter. Czyli co innego dla kremowego whippeta wędrującego po osiedlowych alejkach i lubiącego czasem dać w długą na torze, a co innego dla czarnego nowofunlanda czy szarego kaukaza idącego przez krzaczory przebojem lub spędzającego pół życia w szuwarach. Jest jeszcze taka cecha indywidualna, od której zależy czy psa kleszcze lubią czy nie. Jak z ludźmi i komarami. Siedzisz z takim farciarzem przy jednym ognisku i Ciebie już żywcem zjadły, a on dwa razy ręką się ogonił i nic.
Last but not least, zależy czy przeżyłeś już babeszjozę własnego psa i/lub boreliozę własną lub członka rodziny. Perspektywa oceny ryzyka różnych preparatów zmienia się dość zasadniczo kiedy patrzysz na ukochanego psa, który już trzeci dzień leje Ci się przez ręce, a wet Ci mówi, że wprawdzie wyłapałeś babeszję wcześnie, ale ta rasa ma skłonność do komplikacji autoimmunologicznych więc wprawdzie babeszji już nie ma, ale za to teraz umiera na anemię...

Podsumowując - mieszkasz na dolnym śląsku i masz w mieście psa rasy gładkowłosej typu biały jack albo dog oraz nigdy w życiu nie znałeś nikogo, kto by chorował na boreliozę, albo psa, który umarł na babeszjozę Twoim wyborem powinien być olejek lawendowy, albo wiara w moc czystka. Jeśli mieszkasz w mazurskich szuwarach z podwórkowym burem, którego skóry nie sięga grzebień o 5 cm zębach i za każdym razem jak jesteś u lokalnego weta to widzisz trzy psy pod kroplówką wybierz raczej którąś z tablet. (BTW różnic w nich wielkich nie ma, właściwości odstraszające symparici to błąd w tabelce popełniony przez jakąś blogerkę i multiplikowany w nieskończoność).

Ja mam dwa psy w tym samym miejscu i warunkach. Młodsza babeszjozę miała raz, jest zdrowa, mocna, kleszcze jej nie lubią, sierść ma długą ale gładką więc biega w obroży foresto, starsza ma podszerstkowy kudeł w ilości hurtowej, 13 lat, nerki zniszczone przez 2 babeszjozy i trzeciej nie przeżyje więc dostaje bravecto w tabletach. Do tego mam 3 koty, u których ryzyko babeszjozy jest bliskie zera więc dostają wymiennie parę różnych spot-onów.

Zanim damy się wpuścić, w którąś z ideologii policzmy ryzyko. W naszych konkretnych warunkach, dla konkretnego zwierzaka. Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma jednej właściwej metody. Opiekuję się kilkoma setkami psów, od ponad dekady, w centrum Mazowsza. Nie znam psa, któremu bravecto zrobiłoby większą krzywdę niż lekkie rozwolnienie przez jeden dzień (a bardzo pilnuję robienia badań kontrolnych przed i po podaniu). Znam jednego, który reagował na nie nasileniem napadów padaczkowych. Ale na spot-on Vectra 3D też tak zareagował. To ciężka artyleria, gdy inne metody zawodzą. Foresto na jedne psy działa świetnie, na inne średnio, a jeszcze inne uczula do krwawych wysięków włącznie. Spot-ony na jedne psy działają wystarczająco, a inne mimo ich aplikacji potrafią wrócić ze spaceru obwieszone kleszczami jak indyk w koralach. Są rejony, gdzie fipronil wystarcza, a są takie, gdzie każdy właściciel ogródka sypie zawierającą go trutkę na mrówki, zieleń miejska pryska nim każdą kałużę w celu pozbycia się komarów, a kleszcze mają go w poważaniu. Czyli nie dajmy się zwariować, tylko zabezpieczmy psa najlepiej jak się da w danych warunkach. Spokojnej wiosny!

środa, 7 listopada 2018

psieSmaki

Kilka lat temu wrzucałam już tutaj przepis na psie przysmaki. Ciasteczka "na się nie linienie", nadal je czasem robię, ale tylko dlatego, że moja ponad 13 letnia zasłużona emerytka Owca je lubi. A w tym wieku wolno jej już być nieco łakomą i rozpieszczoną staruchą.


Pracując z psami tak blisko i intensywnie, wciąż poszukuję rozwiązań idealnych - najlepszych zabawek, posłań, karm, ale i smakołyków. Mam swoje typy wśród gotowych produktów, ale i tak czasem poświęcam czas by zrobić coś ekstra, coś na miarę wyjątkowo wybrednego / alergicznego psa, albo po prostu na nadchodzące święta. A co, psom też Mikołaj / Zajączek / Gwiazdor / Aniołek i wszyscy święci przynoszą pyszności. Nie wierzysz drogi Czytelniku?

Przechodząc do rzeczy najlepsze psie ciasteczka to:
  • Mięso, ugotowane i nieco niestarannie obrane z kości, niech w nim będzie trochę chrząstek, jakieś podroby, skóra, tłuszcz... psy to lubią, a i na zdrowie im wychodzi. Ja używam indyka, czasem kaczki, kurczaka, od wielkiego dzwonu wołowiny, bo te łatwo mi dostać pochodzące z chowu bez klatek, bez wielkoprzemysłowych rozwiązań. Jakości spożywczej dla ludzi.
  • Warzywa, ugotowane, lub upieczone, lub odwirowane z soku. W miarę możliwości te pochodzące z mojego permakulturowego ogrodu - bez pestycydów, sztucznych nawozów i innej chemii. Czyli takie super duper eko wariackie na kompoście i koniaku rosnące.
  • Zioła, zwykle też z mojego leśnego ogrodu, świeże w sezonie, suszone zimą. Jest pod ręką trochę pyszności - tymianek, czosnek niedźwiedzi, mięta, szałwia, oregano, bazylia, lubczyk, do wyboru do psiego smaku.
  • Super foods dorzucam, jeśli mam pod ręką: chia, siemię lniane, spirulinę, algi, dziką różę, ostropest itp.

W proporcjach 1:1 mieszam i miksuję na drobną papkę mięso i warzywa. Papka musi być kleista więc jeśli mam wiórki z buraków, to część porcji uzupełniam upieczoną dynią lub ugotowanym topinamburem, bo to rozmiękła w obróbce termicznej skrobia skleja tę masę.


Potem wymyślam w jakiej formie je wysuszę - pocięte w kwadraty, romby, chrust, uformowane w paluszki lub kuleczki, a może masa wyszła na tyle zwięzła, że da się powycinać ciasteczka foremkami? To raczej wtedy gdy użyte są warzywa wysokoskrobiowe - bataty, ziemniaki.
Najprostsza forma to wcisnąć łyżką w formę wyłożoną papierem równą warstwę masy, a po upieczeniu pokruszyć ją w tzw łamańce.

I do pieca. Ja mam piec elektryczny z wiatrakiem, ustawiam więc minimalną temperaturę 40 stopni, włączam wiatrak i urządzam ciasteczkom slow food ;) Suszę je długo, kilka godzin, najwyżej na sam koniec podpiekam w wyższej temperaturze, żeby dosuszyć. Można je też upiec. W temperaturze około 120 stopni, po pół godziny powinny być dość suche by dało się je spakować w kieszeń i pójść na spacer z psem na nowo zakochanym we właścicielu. Ja wolę suszyć, bo wtedy dłużej utrzymują świeżość, a i mniej wartości odżywczych z surowych warzyw ucieka, tak przynajmniej sobie mówię.

Połączeń nic nie ogranicza poza dostępnością produktów i fantazją mieszającego. Wszystkie produkty są human grade, nie ma w tym nic trującego czy obrzydliwego więc można próbować po drodze ;)
Można dobrać odpowiednie dla psów alergików, na diecie eliminacyjnej, dla grubasków (wtedy więcej warzyw wywirowanych) i dla sportowców (wtedy tłustsze mięso, można dodać trochę oleju np. smarując nim podczas suszenia).
Można wykorzystać resztki z pańskiego stołu - o ile państwo są się w stanie przekonać do gotowania warzyw bez soli i cukru.
Wywar pozostały z gotowania mięsa też można wykorzystywać. Można ugotować na nim zupę dla ludzi (moja mama emerytka jest bardzo zadowolona jak piekę ciastka, bo na niedzielnym stole ląduje prawilny kaczy rosół, zamiast tych wszystkich wegańskich wynalazków na kokosach i innej trawie). Można go latem zamrozić w małych pojemniczkach (miseczkach szklanych, jeśli ktoś jest nastawiony na zero waste), a potem wsadzając taki pojemniczek na moment do ciepłej wody fundnąć psom radochę z lodów o smaku kaczym, byczym, czy indyczym. Zimą polecam podzielenie się takim wywarem z bezdomnymi lub dzikimi zwierzakami. Woda z tłuszczem wolniej zamarza, pozwala się napić i chapnąć odrobinę energii przy okazji. Nawet spora część dzikich ptaków nie gardzi takim gościńcem.

I jeszcze kilka zdjęć na zachętę

 Łamańce z kurczaka z odwirowanym burakiem i chia. Sok z buraków skonsumowała ludzka część stada. Kilka rombów także, twierdząc, że bardzo smaczne te przegryzki, trochę słodkawe, tylko całkiem niedosolone :D
 Chrust z kurczaka z ziemniakami i siemieniem lnianym. Mięso z kurczaka jest suche, potrzebuje więc "lepika" - wysokoskrobiowych warzyw, siemienia, chia itp

 Uwaga! Produkt testowany na zwierzętach podczas całego procesu produkcji.
Testerzy w akcji, pod nadzorem nestorki stada Owcy.
Uwielbiają, bo jak pies ma nie lubić czegoś co jest human grade, eco, zero waste, gluten free, gmo free, bez zbóż, konserwantów, barwników i innej chemii, a do tego ma ponad 100% mięsa w mięsie?
No tak, ponad 100, bo z 1 kg surowego mięsa po ugotowaniu zostaje 600g. Do tego dodaje się drugie 600g warzyw, a po wysuszeniu wychodzi z tego jakieś ~ 550 g ciasteczek. W połowie z mięsa, w połowie z warzyw, wychodzi dobrze ponad 300% mięsa w mięsie ;)

piątek, 28 września 2018

Labrador i golden retriever

Grupa VIII - Aportery, płochacze i psy dowodne
Sekcja 1 - psy aportujące
Retriewery, Drogi Czytelniku, zeżrą Cię razem z butami, wiecznie musisz im wyciągać coś z oślinionej paszczy - a to piłeczka utknie w przełyku, a to abażur im się prawie zmieścił do ryją, a to woreczek 5 kg karmy ciut utknął. Do tego wpakują się w każdą plamę wilgoci poczynając od kałuży, przez świeży szczoch koleżki, a kończąc na lekutko rozpłyniętym lisie, który jeszcze tydzień temu całkiem normalnie chodził.
No i zostawiają lepki osad na palcach.
To w skrócie, który pozwolę sobie rozwinąć.
Opis twierdzi, że  to typ wyżłowaty... No zgaduję, że wszystkie wyżły, które to przeczytały są śmiertelnie obrażone. Zgodnie z modami typy się zmieniają, ale zwykle jednak rządzi baryłkowaty, amstafowaty i prośkowaty.
Nazwa pochodzi od angielskiego czasownika "to retrieve" (przynosić), wszystkie opisy zachwalają "miękki pysk" umożliwiający aportowanie z wody itd. Czytać to należy w ten sposób, że miękki pysk, to lekko zwisający obśliniony fafel, a retriver w tymże oślinionym pysku zawsze coś ma. Żarcie, piłeczki, zabawki, smycz, Twoje kapcie, drugie śniadanie dziecka sąsiada, rękawiczkę teściowej, cudze żarcie, wyjściowy pantofel Twojej żony, Twoje żarcie, zabawkę, ukochaną Twojego dziecka... A jeszcze nie wyszliśmy za drzwi, a w parku są inne rzeczy, które można z powodzeniem brać do ryja, jeśli jest się retrieverem. A i aportuje do upadłego. A Ty, jeśli nie byłeś dość konsekwentny z nim, bo póty będzie na Ciebie darł ryło, aż mu tę piłeczkę tysiąc siedemnasty raz tego dnia rzucisz. Narkomani. Serio. Adrenalina pogoni za łupem uzależnia. A retrivery mają skłonności do uzależnień.

Osławiona "wodoodporna sierść" labradorów rzeczywiście jest wodoodporna. Jest także szamponoodporna. Jest natłuszczona jak słynne, olejowane płaszcze szkockich rybaków. W przeciwieństwie do płaszczy, nie woskiem, tylko łojem. Takim sadłem, które ma to do siebie, że śmierdzi łojem. I jest lepkie. I tłuste. I jak każdy łój trudne do sprania. I kurz się do niego lepi. I z biegiem czasu jełczeje, więc śmierdzi bardziej, a wtedy trzeba wodoodporną i szamponoodporną sierść spróbować namoczyć i wyprać. Miłej zabawy!


 
"Labrador retriever to rasa psów żywiołowych, skorych do zabawy, także z innymi psami."
To prawda, w większości towarzyskie, społeczne i wesołe z nich bestie. Ich szalenie długie okno socjalizacyjne powoduje, że żeby zepsuć pod tymi względami retrivera, to się trzeba nieźle napracować. Myślę, że conajmniej przez pierwszy rok trzymać go w piwnicy bez okien.
Są żywiołowe, wymagają dużej ilości sensownego ruchu i zajęcia. W innym wypadku same sobie tę zabawę wymyślą i żywiołowo przemeblują Ci Drogi Czytelniku ogródek, zwykle wedle jednego szablonu: korzonkiem do góry. To sensowne zajęcie to na pierwszy rzut nauka przywołania i wypracowanie więzi, bo w innym wypadku retriverek jest tak skory do zabawy z innymi psami, że jest całkiem nieskory do zwracania, choćby cienia, uwagi na swego kochającego właściciela zdzierającego gardło od godziny przy skazanych na niepowodzenie próbach dogonienia szczeniaka.
" Stworzone do pracy w wodzie i aportowania" - Każdy cień wilgoci jego. Serio, w zwykłej kałuży da się choćby poliki zszargać, albo można się w niej położyć. Zwłaszcza podczas rannego spaceru, gdy ukochany właściciel, w jasnym, letnim garniturze wyszedł pieska tylko odcedzić przed "bardzo ważnym spotkaniem". Nadmienię tutaj, że kałuże zwykle w małym stopniu składają się z wody. No i są wymione wyżej inne źródła wilgoci.
 


"Potrzebują bezpośredniego kontaktu w pracy z człowiekiem. Dobrze tolerują dzieci."
Potrzebują, w pracy, nie w pracy, jak nie popracujesz, to retriverzy łeb (albo i całą resztę) będziesz mieć na kolanach przez każdą minutę Twojego pobytu w domu. Nie, wyjściowe rajstopki nie przeszkadzają. Za to ujawniają cudowną zaletę labradorzej sierści "jest krótka i wypadając nie tworzy walających się po całym domu kłębów sierści". Nie tworzy, za to wbija się w każdą miękką powierzchnię, obok której labrador choćby majtnął ogonem. Wbija się tak, że doskonale pomaga rozwijać cnotę cierpliwości - każdy włosek z osobna należy chwycić palcami i jeden po drugim i siedemset trzydziestym piątym wyciągnąć.
A właśnie ogon. U retriverów związany ściśle z trzecią powieką. Moment, w którym delikwent otwiera oko jest tym samym, w ktorym ogon zaczyna się majtać. Dość mocno, często interesującą trajektorią. Półki do wysokości 60 cm muszą zostać opróżnione, albo ogon je opróżni jednym zrzutem ślizgowym. Wyższe też możesz już zacząć opróżniać, bo prędzej czy później Twój rozkoszny szczeniaczek się zainteresuje co tam stoi i sam je posprząta.
Last but not least wzmiankowane już żarcie. Największa miłość retrivera. Miłość tak wielka, że gotów jest za nią umrzeć. Żre wszystko i w każdych ilościach, serio każdych, znam gościa, który na jedno posiedzenie opchnął swoją porcję karmy na +/- 2 tygodnie.
"Jedną z cech labradora jest umiejętność zapamiętania miejsca upadku kilku postrzelonych ptaków i następnie zaaportowanie jednego po drugim". Co obecnie przekłada się na umiejętność zapamiętania wszystkich punktów dokarmiania dzikich kotów na osiedlu, a następnie opróżnieniu z żarcia jednego po drugim. Karmniki dla ptaków też się kwalifikują, bo labers kulą tłuszczową, czy okruchem chleba nie wzgardzi. Również kocie i ludzkie toalety pod chmurką mogą się na mentalnej mapie laba znaleźć. Słynną jest już historia, o tym jak podczas ćwiczeń psów poszukiwawczych ekipa popiła potężnie i następnego dnia, siedzącego w gruzowisku, pozoranta zemdliło. Poszukiwawcze labradory odnazły go sprawnie i zamiast od razu sygnalizować do przewodnika, zabrały się najpierw za sprzątanie... Czy ja już wspominałam o tym, że retrievery są "całuśne"? Bardzo lubią lizać, także ludzi, także po twarzach...




środa, 19 września 2018

Nowofunland i Landseer

Grupa II - Pinczery i sznaucery, molosy, szwajcarskie psy górskie i do bydła, pozostałe rasy
Sekcja 2 - Molosowate

FCI rozdziela Nowofunlandy od ciut lżejszych i zawsze łaciatych czarno-białych Landseerów, American Kennel Club traktuje je jako jedną rasę. Na potrzeby mojej broszurki, także łączę je w jednym opisie.

Nowofunland, Niuf, Niufek... Moje marzenie, łagodny, majestatyczny olbrzym. Cudowna futerkowa przytulanka, o niezmierzonych pokładach cierpliwości, zawsze gotowa ratować każdego, z każdego zbiornika wodnego.

No właśnie. Z każdego zbiornika wodnego, olbrzymia fura futra... 2 + 2 = olbrzymia fura ubłoconego futra. Z podszerstkiem, mnóstwem podszerstka. To taka miękka wata pod sierścią okrywową. Ma parę właściwości: izoluje termicznie psa, solidnie namoczona schnie w postępie pół godziny na każdy kilogram masy ciała (a niufek może ważyć i 70 kg) i ma właściwości czepne w stosunku do pyłów, piachu, ściółki i podszycia leśnego. Efekt mniej więcej taki, jakby nasz pupil z każdego spaceru przynosił sobie pełno piachu w kieszeniach. I rozsypywał go chyłkiem po całym domu. Systematycznie, przy każdym ruchu, po każdym z trzech, a w okresie dziecięcym i 10 spacerów.

Do tego trzeba dołożyć efekt fafla. W założeniu kształtu paszczy, który umożliwia oddychanie podczas pracy w morzu. W rzeczywistości rynny dla mokrej, lepkiej śliny. O konsystencji gluta. Zawierającej sporo wyżej wymienionych futra i piasku. Zawierającej je na: wyjściowych spodniach oraz czole właściciela, czystej pościeli, stole jadalnym, kościółkowym ubranku teściowej oraz suficie i żyrandolu, jeśli akurat niufeczka zaswędziało ucho i musiał się otrzepać.


Opis rasy rzecze: to pies masywny i muskularny, o długiej i gęstej szacie, cechujący się dobrą kondycją ruchową, elastycznością i swobodnymi ruchami.
Do poruszonej wyżej kwestii długiej i gęstej szaty dołożyć należy konieczność wyczesywania tejże, co oznacza, w okresach linienia, z godzinkę orki na ugorze nawet i dwa razy w tygodniu oraz konieczność regularnego prania kucyka. Pranie kuca wiązać się będzie ze zużyciem szklanki psiego szamponu i odżywki na raz, dwoma kilogramami sierści w odpływie wanny i kolanku poniżej, zużyciem 5 ręczników, które dadzą tyle, że suszarką zużyjemy już tylko 5 kW, a nie 6. Oczywiście są groomerzy, ale może warto sprawdzić ile kosztuje kąpiel z wyczesaniem 70 kg długowłosego cielaczka. Regularne pranie cielaczka nie zmieni tego, że na każdej mijanej przezeń ścianie, do wysokości 1m co najmniej powinieneś mieć, Drogi Czytelniku, lamperię, łatwo zmywalną, najlepiej w kolorze błota.
Wracając do opisu rasy, nie bezpodstawnie używam określenia kucyk. Ta dobra kondycja itd znaczy tyle, że te 70 kg jest silne, szybkie, aktywne, potrzebuje zajęcia i przez pierwsze dwa lata życia ma pstro w głowie. A do tego tendencję do problemów z układem kostnym jak większość psów olbrzymich. Czyli łamigłówka jakby tu zmęczyć potwora, nie męcząc kości potwora.

Podsumowując, jeśli nie straszne Ci Drogi Czytelniku koszty weterynaryjne i utrzymania, które są proporcjonalne do masy ciała, uwielbiasz nieustannie sprzątać, glut i błocko na suficie nie robią na Tobie wrażenia, lubisz być wyciągany z każdej kałuży za chabet i masz sporo czasu na zajmowanie się socjalnym psem oraz mały wózeczek, do którego mógłbyś niufka zaprzęgać, coby realizował swoją potrzebę pracy, to możesz swobodnie kupić sobie Nowofunlanda.








 





Bardzo mała książeczka ras

W pewnej grupie kynologicznej na facebooku, sympatyczna hodowczyni rozmaitych bulowatych zadała pytanie: Jaka rasa, którą posiadaliście, lub z którą mieliście okazję obcować dłużej Was rozczarowała?
Odpisałam krótko i sarkastycznie, że większość, 10 lat prowadzenia hotelu skutecznie i systematycznie leczyło mnie z rozmaitych zauroczeń.
W dziesiątkach komentarzy powstał pomysł na... no właśnie, nie książkę, a już na pewno nie wielką księgę ras, raczej taką bardzo małą tych ras książeczkę.
Ramy projektu są takie:
  • Informacje podstawowe o rasie, czyli wzorzec FCI można sobie wyguglować w całym mnóstwie źródeł. Podobnie rzecz się ma z historią powstania rasy i opisem temperamentu, z tą różnicą, że to zwykle znajduje się na stronach hodowców lub fascynatów danej rasy. To zaś w wielu wypadkach oznacza, że są tam jednorożce i tęcze (serio, warto pooglądać  amerykańskie strony hodowców np. pudli, są jednorożce i nawet tęczowe jednorożce) i nawet koopa pachnie fiołkami.
  • Posługuję się systematyką ras i wzorcami FCI, bo nawet jeśli któreś ze stowarzyszeń styczniowych dorobiło się już systematyki i wzorców, to i tak ściągało z FCI, a ja wolę oryginały.
  • Piszę tylko o rasach istniejących realnie, a nie tych wymyślanych przez szalonych producentów. Przede wszystkim dlatego, że żebym mogła napisać coś o psychice danej rasy, to rasa ta musi mieć jako tako wyrównaną tę psychikę. Tzw. rasy hybrydowe, czyli inaczej mówiąc kundle, takowej nie posiadają, bo nie została przeprowadzona selekcja hodowlana mająca takową ustalić.
    BTW do kundli jako takich nie mam zastrzeżeń. Sporo jest wśród nich fantastycznych psów, które lubię i admiruję. Tyle tylko, że w kwestii dziedziczenia określonych cech, można na nich polegać jak na kulce w ruletce - coś się na pewno wylosuje.
    Dodatkowo proceder nazywania tych pararas uważam za zbrodnię na języku. Rozmaite poo kojarzą mi się głównie z kupą, w przypadku Bich-poo w dodatku obraźliwą, Boskimo powinno być nazwą stroju kąpielowego, Cav-A-Malt marką własną naparu ze słodu z cykorią udającego kawę, a Mastador jest prawdopodobnie przetworem mięsnym z mastodonta.
  • Recykling ras będzie nieregularny. Zdecydowanie przedkładam praktykę ponad teorię, a zwłaszcza propedeutykę. Czyli najpierw codzienne działanie hotelu, a dopiero potem uzewnętrznianie głębi przemyśleń.
  • Jakby Ci się miało nudzić w międzyczasie, Drogi Czytelniku, to możesz sobie pooglądać doginnowe obrazki na instagramach albo na facebooku
Na razie tyle tytułem wstępu, choć biorę pod uwagę, że będzie się on rozwijał. Mniej lub bardziej pod wpływem interakcji z osobami czytającymi go tu lub na facebooku.

Na zdjęciach parę hotelowych prób statystycznych. Mniej lub bardziej wyrównanych rasowo, temperamentowo, gabarytowo... i niereprezenatatywnych, subiektywnie dobieranych, stanowiących dowód anegdotyczny i w dodatku nieuprzejmie opisanych. Czytając dalej, Drogi Czytelniku, czynisz to na własne ryzyko.





poniedziałek, 31 grudnia 2012

Sylwester w hotelu dla psów

Moje tegoroczne przygotowania do sylwestrowej nocy zakończone:
Na oknach wiszą koce
Złote przeboje w radiach grają na całego
Światła włączone w środku i na zewnątrz
Stały podsłuch, czy ktoś nie ziaje, piszczy, szczeka etc
Prezenty spakowane: żwacze, uszy, ciastka, łapy, kongi, buty, ogony, przełyki, kosteczki prasowane i wiązane, rolki i co tylko jeszcze do żucia, gryzienia, memłania się w szafie ze smakołykami znalazło. Wszytko gotowe do walki




Wszystko podpisane, żeby nie zapomnieć komu nie wolno skórek, kto uczulony na kurczaka, a kto musi swoje dietetyczne ciasteczka.

I oczywiście popakowane, poowijane, pochowane, żeby dobranie się do smakołyków męczyło i wymagało czasu.

Jutro będzie fura sprzątania, ale co tam :D

Za chwilę ruszymy na ostatni dziś wieczorny spacer, żeby zdążyć przed kanonadą i małymi grupkami, żeby mieć oko czy nikt się przypadkiem nie wystraszy, a jutro zaczniemy dzień na długo przed świtem.
A przecież w moim psim lesie jesteśmy prawie na wsi - cisza, sielanka...

Wszystkim psom życzę dziś spokojnej nocy mimo sylwestra, a właścicielom udanego Nowego Roku!