sobota, 18 sierpnia 2012

Szczeniak w hotelu

Zostawienie malucha w obcym miejscu zawsze budzi niepokój. Ale jeśli się przekonasz, że miejsce i ludzie są dobrzy, że otoczą Twojego szczeniaczka troskliwą opieką, to taki pobyt może być dla szkraba fantastyczną przygodą socjalizacyjną.
Na razie przedstawię tylko moje "domowe przedszkole" z tegorocznego lata.

Tak wyglądał Rocky w maju, gdy zasłużył sobie na przezwisko Waciak.
Mała puchata kuleczka, która mieszkała z nami w domu, dreptała za człowiekiem krok w krok i płakała rozpaczliwie z samotności po 5 minutach za drzwiami łazienki.
A tutaj kuleczka, w połowie sierpnia - wyrasta na całkiem fajnego urwisa :) Często wybiera psie towarzystwo zamiast ludzkiego, a jak się zmęczy maszeruje do swoejgo boksu i tam zasypia bez żadnych psich smuteczków.
Cztero i pół miesięczny Aslanek, w połowie lipca,  to było takie troszkę nieśmiałe bebiko.

W tym samym czasie Diego, rówieśnik Aslana wyglądał jak pluszowy miś.

I obgryzał Aslanka jak chciał. Mimo, że siły były wyrównane, goldenik w oddawał pole labradorkowi.
Teraz Diego wygląda już jak całkiem przystojny psiaczek.

Aslan też nabrał wiary w siebie, hartu ducha i masy.

Przerósł Diego i teraz nie daje już sobie w kaszę dmuchać, a nawet potrafi sobie poradzić z dużo większym od siebie Arolem.
Tym razem do stadka dołączył Arol, nazywany Lolkiem. Choć wychowany w domu z Bernardynką, nie bardzo wiedział jak się zachować w grupie, stadzie. Jak sobie radzić z rówieśnikami mimo, że jest od nich zdecydowanie większy.
Jego pierwszym przewodnikiem po krainie szczeniacko-stadnych zabaw został Omar. Omarek, ma już ponad 8 miesięcy, jest duży, klusiowaty, bardzo zrównoważony i dojrzały jak na swój wiek. 
Pięknie więc maluchom pomaga się zaadaptować w hotelu. Panowie na tych zdjęciach: Arol 6 miesięcy - pierwszy pobyt w hotelu, Aslan 5 miesięcy - trzeci pobyt w hotelu, Diego 5,5 miesiąca - drugi pobyt w hotelu, Omar 8 miesięcy - trzeci pobyt w hotelu.
Wszyscy czterej bezproblemowo funkcjonują w dużym stadzie psów. Dorosłe, zrównoważone psy uczą smarkaczy komunikacji i zasad psiego savoire vivre'u. Pokazują im uroki wspólnych zabaw i eksploracji terenu. Maluchy przez naśladownictwo uczą się funkcjonować w nietypowych, hotelowych warunkach, podstawowych komend, akceptacji opiekunów i kenelu. 
Duże psy, śpiące za ścianą, czy biegnące obok w nieznanym terenie dają im poczucie bezpieczeństwa i bycia częścią czegoś większego - stada.
 

piątek, 17 sierpnia 2012

Psi ukłon

Jeden z najbardziej wyraźnych psich sygnałów.
Najczytelniejsza zachęta do zabawy jaką psy komunikują swoim pobratymcom i nam.
Przednie łapy wyprostowane, leżą na ziemi, podobnie jak klatka piersiowa, zależnie od budowy wygląda to mniej lub bardziej komicznie. Pupa wypięta do góry i ogon majtający na boki, kręcący młynki lub wyczyniający najdziksze cuda.
Turid Rugaas nazywa to "pozycją zapraszającą do zabawy". Mnie najbardziej kojarzy się z ukłonem gdy w tańcu dworskim spotyka się dwoje nowych towarzyszy zabawy.
To co? Zatańczymy? :)

Chcesz sprawdzić jak to działa? Ugnij lekko nogi w kolanach i uderz o nie płaskimi dłońmi. I jaka jest reakcja Twojego psa? Jeśli nie zadziałało, możesz spróbować kucnąć i uderzyć dłońmi o podłogę.

Nie zawsze pozycja z ugiętymi przednimi łapami komunikuje zachętę do zabawy. Pies chcący gwałtownym skokiem odstraszyć przeciwnika również często obniży pozycję.

Oblizywanie nosa

Kolejny sygnał uspokajający zaobserwowany i opisany przez Turid Rugaas. Pies oblizuje nos lub pysk, żeby dać znać, że nie chce konfrontacji, czuje się speszony sytuacją.
Tutaj Kaja wyraźnie pokazuje Brunowi, że
w tak bliskim kontakcie z nim czuje się niekomfortowo.

Bruno grzecznie zwiększył dystans odsuwając pysk, co natychmiast spowodowało, że Kaja poczuła się bezpieczniej. Rozluźniony, lekko otwarty pysk i cofnięta do naturalnej pozycji głowa, pokazują, że jej mięśnie nie są napięte.

Kolejnym dość łatwym do zauważenia sygnałem uspokajającym jest ziewanie... Nie zawsze jednak oznacza ono, że pies czuje się niekomfortowo w danej sytuacji. Tutaj oznacza tylko, że...

... Kaja zmęczyła się na spacerze i jest śpiąca :)

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Psie stado


Psie stado na spacerze.
Część znanego Ci już boys bandu.
Tym razem chłopcy pokazują się w kwartecie monochromatycznym - wszystkie odcienie od kości słoniowej do starego złota.
Jest Mac mieszaniec golden retrievera i Kubi whippet. Dwaj bracia mieszkający w jednym domu.
Do tego dwa labradory większy i ciemniejszy Hector (ten który się odchudza) i Maks - lżejszy, jaśniejszy, jedyny niekastrowany w tym stadku.
Dlaczego znów Ci ich pokazuję?
Bo znów odbyłam nie wiem ile spacerowych rozmów zaczynających się pytaniem "pies czy suka?".
Mit, że tylko pies z suką się dogada, i że się dogada trwa dzielnie na pozycji.
Ja zawsze odpowiadam dość przewrotnie - suka, więc jeżeli Pana/Pani to pies to się nie będą bawić.
Co zresztą prawdopodobnie się sprawdzi.
Owca wyjątkowo nie lubi namolnych samców zaczynających znajomość od bezpardonowego wsadzania nosa pod ogon.
A nieśmiertelne pytanie to zadają chyba głównie właściciele niekastrowanych psów. W stadzie na zdjęciach jedyny niekastrowany Maks ma wyjątkowo zrównoważony temperament i bardzo stoickie podejście do życia. Póki nikt go nie zaczepia to nie widzi powodów do specjalnego interesowania się psami. Jak ktoś go zaczepia, to znaczy, że należy zabrać swój patyczek i udać się w spokojniejsze miejsce.
Pozostali trzej panowie od czasu do czasu urządzają sobie sparingi. Mac z Hesiem w zapasach, Mac z Kubim w ganiankach. Hector i Kubi nie interesują się sobą przesadnie.
Wszystkie ich przepychanki, mimo, że mają na celu ustalenie takich kwestii jak np. czyj to jest patyczek, albo kto stał pierwszy w kolejce do głaskania obywają się bez agresji. Nie wymagają ingerencji człowieka. Czasem pada moje krótkie znudzone "Panowie dość", zazwyczaj w stronę duetu Mac i Kubi.
Potem następuje absolutnie zgodne wylegiwanie się bok w bok, albo nos w nos,
wycieczki do "Szwajcarii" - miska z wodą to ich terytorium neutralne i inne zabawy, a czasem powrót do Macowo-Hesiowych zapasów.
Jest jeszcze parę takich spacerowych, socjalizacyjnych mitów, które zawsze mnie zadziwiają: nie dogada się mały z dużym, czarny z białym etc. Ale to może już innym razem z innymi zdjęciami.

Na koniec mój absolutnie ulubiony mit spacerowy jak pies ma łaciate podniebienie, to jest agresywny - tu odrobina sarkazmu - oczywiście, ponieważ układ pigmentacji na skórze i błonach śluzowych ma zasadniczy wpływ na temperament! 












środa, 8 sierpnia 2012

Odchudzanie psa

Pamiętasz Hectora, który musi się odchudzać?
Poniżej fotograficzny dowód na to, że warto podjąć taki wysiłek!

Hesio coraz częściej daje się namówić szczeniakom, albo swojej sąsiadce Nadince na ganianki.
A nawet sam dostaje małpiego rozumu i cwałując zachęca nas do włączenia się w zabawę!


Oczywiście nadal się szybko męczy i odpoczywa wtedy chętnie w cieniu, najlepiej koło wanny, z której można się napić, albo i w niej wymoczyć.

Nie wolno mu jeszcze dużo biegać i wykonywać bardziej obciążających ćwiczeń jak skakanie. Ale już nie trzeba zatrudniać Borka, żeby zmusił go do ruchu. Chętnie wybiera się na dłuższe wycieczki i nie trzeba go do tego namawiać.

Przyzwyczaił się też do swojej niskotłuszczowej diety weterynaryjnej i zajada ją chętnie nawet bez zachęty w postaci jogurtu naturalnego. Cierpi trochę z powodu ograniczenia smakołyków, ale osładzamy mu to wynajdując kolejne nietuczące atrakcje. Próbki innych karm odchudzających, czy też kostki z suchej skóry bydlęcej. Ostatnio zrobiłam mu mocno wysuszone w piecu ciastka z drobno mielonego chudego mięsa wołowego i dorsza zagniecionego z jajkami, mąką owsianą, siemieniem lnianym i świeżym tymiankiem. Za takie ciasteczko, wielkości dwuzłotówki Hesio zrobi wszystko.
Jeśli masz psa, który jest nieco "puszysty" warto dla jego zdrowia podjąć taki wysiłek. Nie jest to takie straszne wymaga tylko konsekwencji i odrobiny pomysłowości. Powodzenia i cierpliwości!

sobota, 4 sierpnia 2012

Opiekun psów

Opiekun psów w hotelu ma wiele zadań, poniżej raptem kilka z nich.

Wzbudzanie zainteresowania.

Trenowanie podstawowych komend i zachęcanie do zabawy.

Drapanie po brzuszku.



Wyprowadzanie na spacer.
Spacerowanie.

Właczanie się i animowanie wspólnej zabawy.

Głaskanie dwoma rękoma na raz.

Przytulanie.

Znajdowanie wspólnych zainteresowań.

Odprowadzanie ze spaceru.

Branie na kolana.

I ostatnie, ale nie najmniej ważne dokarmianie smakołykami ;)

piątek, 3 sierpnia 2012

Z życia psów,

 czyli notatka z kawałka dzisiejszego spaceru.
Owca po powrocie z lasu i chwili odpoczynku dostała głupawki, małpiego rozumu, dekiel jej skoczył... i pognała cwałem dookoła sadu.

Szczeniory natychmiast skorzystały z atrakcji "ciotka zwariowała, gonimy". Ale "ciotka" nadal jest szybka więc po chwili zniknęła Rocky'emu i Nadi z oczu.

Widać czy nie, Aslan się nie poddał i galopował nadal na azymut, ku poważnemu zdumieniu Nadi.

Briochko też się dał wciągnąć w zabawę i jak mały czołg parłprzed siebie, nawet przez chaszcze parokrotnie wyższe od niego

Po dłuższej chwili, z traw po nos, wyłonili się nieco zagubieni ścigający, tak zmęczeni, że aż Nadi wypuściła Aslana na prowadzenie...


Za nimi, z powiewającym jęzorem, długim susem wyłonił się wciąż wypatrujący uciekającej zdobyczy Rocky...
... aby ku swojemu absolutnemu zdziwieniu odkryć ją stojącą sobie spokojnie na środku sadu. Z zadowolonym i ciut złośliwym uśmieszkiem "ciotka" przyglądała się szaleńczej i ciut nieudolnej pogoni za ofiarą :)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Socjalizacja psa

Pamiętasz Szeli? I jej pierwsze spotkanie z Briochem? To ja się innym razem powymądrzam na temat socjalizacji, a dziś tylko pokażę efekty tygodniowego pobytu w hotelu...

Po Brioche'u to Owca została ulubionym psem Szeli, jest nadzwyczajnie porządanym towarzystwem, bo... nie zwraca na Małą uwagi :)

Za Owcą nawet można pójść do lasu
i eksplorować nowe tereny.

Pod jej czujnym okiem niestraszne jest nawet spotkanie z takim
 dziwacznie radosnym zwierzakiem jak Ronny.

Ronny okazał się tak radosny, że można było olać Owcę i spróbować o co chodzi z tą całą ZABAWĄ
Kiedyś spróbuję napisać kilka słów o tym jak taka socjalizacja przebiega. Co było potrzebne, by Szeli przestała się trząść ze strachu (dosłownie, wpadała w drżączkę i zamierała, albo wiała w popłochu) na widok pobratymców. Na razie po prostu się uśmiecham widząc jak odważnie wybiera się na każdy spacer.